HokejPiłka nożna

Aktualności

#aktualności #kibice #oldboje

 27.11.2020

Andrzej Jarosik - 76. urodziny legendy Zagłębia

Legendarny piłkarz Zagłębia i reprezentacji Polski Andrzej Jarosik skończył 76 lat. Panie Andrzeju - wszystkiego najlepszego, a przede wszystkim dużo zdrowia!

Najsławniejszy piłkarz Zagłębia urodził się i wychował w sosnowieckiej dzielnicy Pogoń. Mieszkał w starej kamienicy przy ul. Kopernika. Państwo Jarosikowie żyli biednie. Gnieździli się z dwójką dzieci w jednym pokoju. Ojca Andrzej nie pamiętał. Jarosik-senior miał śmiertelny wypadek w Hucie Buczka, gdzie pracował. Sąsiedzi wspominają, że był niespotykanie spokojnym człowiekiem. Mały, zgarbiony, nigdy nie podnosił głosu. Matka Stanisława była prządką w zakładach odzieżowych Schoena.

Jarosikowie mieszkali na Kopernika do połowy lat 70. Wyprowadzili się, gdy miasto przeznaczyło dom do wyburzenia. Ostatecznie budynek jednak się ostał. Byłe mieszkanie Jarosików zajęli państwo Stępińscy, którzy przyjechali do Sosnowca z Białegostoku.
- Andrzej pochodził z rodziny biednej, ale porządnej. Długo był mały, niepozorny, a potem nagle wystrzelił w górę. Wyrósł z niego postawny blondyn - przypomina sobie Dominik Pietranek, dawny sąsiad Jarosików.

- Jedyną pasją małego Andrzeja był piłka nożna. Kiedy nie wyszło się na podwórko, to mały Jarosik odbijał ją o komórkę. Zawsze sam. Potrafił bardzo mocno strzelić, aż się deski trzęsły - opowiada Dominik Pietranek.

- Talent Jarosika odkrył Józef Kryczek społecznik, który organizował w Sosnowcu turnieje dzikich drużyn. Grało się albo na hasiu (dziś teren szkoły podstawowej nr 3), albo u Chlebowskiego. To był pusty plac, który należał do pana Chlebowskiego, który zaraz na rogu obok miał rzeźnię. Najlepsi byli Andrzej i Janek Leszczyński [potem także piłkarz Zagłębia, przyp. red.]. Gdy graliśmy ulica na ulicę, nie mieliśmy równych. Tylko Czeladzka mogła nam zagrozić -  wspomina Józef Pietranek, rówieśnik Jarosika.

Czarna owca

W Zagłębiu bardzo szybko stał się gwiazdą. Strzelał mnóstwo bramek. Młody, przystojny, zyskał ksywę Bitles", bo miał dłuższe włosy i przepadał za kapelą z Liverpoolu. Ludzie go uwielbiali. Wkrótce stał się sportowym symbolem miasta.

- Pamiętam, jak Zagłębie wróciło z tournee po Ameryce. Andrzej zaprosił nas na podwórko i pokazał sygnet, jaki dostał od Jana Kiepury. Ja zdobyłem Amerykę gardłem, a wy nogami miał powiedzieć nasz słynny śpiewak. Andrzej był bardzo dumny wspomina - Dominik Pietranek

- Andrzej bardzo dobrze żył z kibicami. Zdarzało się, że na rozgrzewce przed meczami podbiegał do ogrodzenia i rozdawał bilety na kolejne mecze. Kilka razy załatwił mi miejsce w klubowym autobusie i razem pojechaliśmy na mecz -  twierdzi Józef Pietranek.

Ale w drużynie Jarosik był ledwie... tolerowany. Dominik Pietranek ma swoje zdanie na ten temat. - Niektórzy piłkarze za nim nie przepadali, bo Andrzej nigdy nie chciał się z nimi napić. To była czarna owca". Nigdy nie uwierzę w plotki, że Andrzej popadł w alkoholizm. Raz gdy Zagłębie grało turniej we Francji, przywiózł stamtąd butelkę whisky. Postawił ją przed nami na stole i mówi: Częstujcie się. Sam nie wypił nawet kieliszka...

Ostatni mecz w barwach Zagłębia rozegrał 10 listopada 1974 roku. Sosnowiczanie przegrali wtedy 0:1 w Gdyni z Arką.

Teraz to ja nie gram

Kibice w Polsce najlepiej pamiętają Jarosika z meczu, w którym...nie zagrał. Odmówił gry podczas Igrzysk Olimpijskich w 1972 roku. Incydent nie został nagłośniony, ale piłkarza ominęły zaszczyty. Już nigdy nie wystąpił w reprezentacji.
Górski zdecydował się na zmianę. Zdjął z boiska Zbigniewa Guta, a w jego miejsce chciał wstawić właśnie Jarosika. Piłkarz miał powiedzieć wtedy Kazimierzowi Górskiemu: Teraz to ja nie gram".

- Nie rozgłaszano tej sprawy z uwagi na osobę I sekretarza KC PZPR Edwarda Gierka. Jarosik był przecież z Zagłębia, jego ulubionego klubu. Lepiej było więc mówić o kapitalnym pociągnięciu taktycznym trenera, który wpuścił do gry Szołtysika - opowiadał nam Lesław Ćmikiewicz.

Według Józefa Gałeczki, byłego piłkarza Zagłębia, Jarosik był bardzo dobrym napastnikiem, szybkim i sprawnym technicznie. Był jednak dość słaby psychicznie, niepowodzenia szybko go deprymowały. Pamiętam, był taki mecz, w którym do przerwy nam się nie wiodło. Andrzej nie chciał wyjść na drugą połowę, dopiero musieliśmy go przekonywać. Może właśnie słaba psychika sprawiła, że nie chciał zagrać na igrzyskach?

Po zwycięskich igrzyskach trener Górski, Włodzimierz Lubański i Hubert Kostka dostali Krzyże Kawalerskie Orderu Odrodzenia Polski, pozostali członkowie reprezentacji Złote Krzyże Zasługi. Wszyscy otrzymali również medale za wybitne osiągnięcia sportowe. Tylko Jarosik nie dostąpił tych zaszczytów. Rezerwowy bramkarz Marian Szeja, który także nie zagrał na igrzyskach ani minuty, został uhonorowany odznaczeniami.

- To na pewno był dla niego cios. Sytuacja nie była nagłaśniana, więc mało kto o niej wiedział. Ale kibice, którzy wiedzieli, że Jarosik odmówił Górskiemu, gwizdali na niego -  mówi Jan Liberda, który kiedy Jarosik opuszczał Zagłębie, był tam drugim trenerem.

Andrzej Jarosik był, a jakby go nie było

Kiedy Jarosik wyjeżdżał do Francji, miał już 30 lat. Jego pierwszym klubem był Racing Strasbourg. - W latach 1974-76 rozegrał u nas 17 meczów ligowych i 5 pucharowych. Strzelił w nich 6 goli - informuje nas Stephane Lach, prowadzący oficjalną stronę internetową klubu ze Strasbourga.

- Żarosik to był dobry napastnik. Grał u nas dość krótko, miał kontuzję. Kiedy opuścił Strasbourg, już się nie odezwał. Ciekawe, co teraz porabia -  zastanawia się Robert Felix, działacz Racingu od 1950 roku.

Jarosik przeszedł do Sportingu Tulon. Grał tam m.in. ze wschodzącą gwiazdą francuskiego futbolu Jeanem Tiganą. Ale w 1979 roku doznał poważnej kontuzji w meczu z Olympique Marsylia. Nogę złamał mu pochodzący z Gwadelupy Marius Tresor, 65-krotny reprezentant Francji.

- To nie było zamierzone zagranie, ot, w ferworze walki -  opowiada Jerzy Szastak, szwagier piłkarza. -  Kontuzja była bardzo poważna, a działacze Tulonu nie chcieli dać pieniędzy na leczenie. Chcieli go wysłać do jakiegoś prowincjonalnego szpitalika. Andrzej był załamany. Pomogła mu żona i teściowie. Za własne pieniądze wysłali go do Austrii na leczenie do prywatnej kliniki. Tam przeszedł wiele operacji, może nawet kilkanaście. Trudno powiedzieć, że jest w pełni zdrowy. Ale nie chodzi o kulach, nie kuleje.

- Nasz klub był ostatnim klubem Jarosika. Już nigdy nie zagrał w piłkę. Potem już go nie widziałem. Wiem, że miał kłopoty, był ciężko chory - mówi Lucien Court, działacz Sportingu Tulon.

Szastak: Gdy Andrzej stanął na nogi, zdał sobie sprawę, że na boisko nigdy nie wróci. Dla chłopaka, który się wychował na hasioku, bez ojca, to był szok. Wpadł w depresję. To trwało blisko trzy lata, leczył się w szpitalu psychiatrycznym.
Potem wrócił do domu. Był w rodzinie, ale tak naprawdę go nie było. W ogóle się nie odzywał. Gdy teść pytał go, w którą stroną ma jechać do sklepu, to nie odpowiadał, że w lewo, tylko wskazywał ręką. Przez dwa lata, gdy w telewizji widział piłkę nożną, to wyłączał odbiornik.

Zdjęcia nie wysłał

Pierwszą i jedyną miłością Andrzeja Jarosika była Barbara Szastakówna, uczennica sosnowieckiego liceum im. Staszica. Jerzy Dworczyk, trener Zagłębia był na weselu Jarosika. - Baśka była bardzo atrakcyjną blondynką. Lubiła się zabawić - mówi.
- Andrzej zadurzył się w niej na amen. Miała na męża olbrzymi wpływ. Zabroniła mu się spotykać ze starymi kolegami, odwiedzać matkę - opowiada Józef Pietranek. - Andrzej musiał wszystko robić po kryjomu. Gdy nie wracał za długo, Baśka wysyłała za nim teściową. Ta wsiadała w taksówkę i szukała go po całym Sosnowcu. Przyjeżdżała do nas na podwórko i krzyczała: Andrzej, do domu". On nawet nie protestował. Po cichutku wsiadał do auta. Pytaliśmy go: Andrzej, jak ty tak możesz? A on nic, trzymał to wszystko w sobie. Koledzy z drużyny nie wiedzieli o jego problemach. Gdy wyjechał do Francji, nigdy z nikim się nie skontaktował. Bardzo przeżyła to jego matka. Na łożu śmierci płakała, że nie może zobaczyć syna - wspomina Pietranek.

W Sosnowcu mieszka Irena Miarka, starsza siostra piłkarza. Nie chciała się z nami spotkać. - Andrzej ma się dobrze. Ma dobrą pracę, dużo podróżuje. Więcej powiedzieć nie mogę -  uparcie powtarza przez telefon. Brata nie widziała od 28 lat. Mimo próśb piłkarz nigdy nie wysłał siostrze zdjęcia. - Czasem rozmawiamy telefonicznie. On już do Polski nigdy nie przyjedzie. Przyjeżdża za to jego żona - zakończyła.

Trochę zmarszczek i siwe włosy

Barbara Szastak-Jarosik mieszka w Tulonie, jest malarką. Marek Kuś z katowickiego BWA potwierdza, że zajmuje się malarstwem abstrakcyjnym. Ze swoich prac znana jest głównie na południu Francji, m.in. w Cannes. Sprzedała również kilka prac galerii w Krakowie. 

- Interesują mnie duże instalacje, nie jakieś tam widoczki - mówi pani Barbara.
Pół godziny proszę ją przez telefon, żeby namówiła męża na rozmowę. Jest nieugięta. - Andrzej ma uraz do Polski i do Sosnowca. Wątpię, żeby chciał z panem rozmawiać. Niech pan zadzwoni za tydzień. Zobaczymy, co uda się załatwić - rzuca na zakończenie.

Tydzień później. - Jest tak, jak mówiłam: Andrzej nie zgadza się na żaden wywiad. Prosił, żeby przekazać, że pozdrawia wszystkich kibiców Zagłębia. Cieszy się, że cały czas się o nim pamięta. Ale powtarza, że sosnowiecki okres wykreślił z kalendarza. I tyle.
- Tylko tyle?
- Co? Za mało? No to mogę jeszcze powiedzieć, że Andrzej się nie zmienił. Ta sama sylwetka. Może ma tylko trochę więcej zmarszczek i siwe włosy. Ale rozpoznałby go pan. Widujemy się rzadko. Nasze małżeństwo potrzebuje dużo przestrzeni. Andrzej ma służbowe mieszkanko. Mamy jedną córkę. Marta jest menedżerem w firmie turystycznej.
Dlaczego mąż tak nie lubi Sosnowca?
- Zraził się, kiedy dostał propozycję z Tottenhamu Londyn, a działacze Zagłębia nie chcieli go tam puścić.

Jerzy Szastak twierdzi, że o plotkach, jakie słyszał na temat Jarosika, można by napisać książkę. -  Raz dostałem kondolencje i kwiaty od osoby, która gdzieś się dowiedziała, że Andrzej i Baśka zginęli w wypadku samochodowym. Ich rozwód to bzdura". Cały czas żyją razem. Ostatni raz rozmawiałem z Andrzejem w ubiegłym roku. Do dawnych czasów nigdy nie wracamy. To, że nie chce wrócić do Polski, to jest tylko jego wybór. Wiele razy proponowaliśmy mu, żeby przyjechał, odwiedził siostrę, matkę. On nie chciał.

W Sosnowcu plotkują, że rodzina boi się o Jarosika: nie wraca, bo wspomnienia mogłyby przynieść nawrót depresji.

Jerzy Szastak: - Ale o rodzicach pamięta. Pewnego razu gdy Basia jechała do Sosnowca, dał jej specjalnie kupione znicze, które kazał zapalić na grobach rodziców. Pół dnia szukaliśmy tych mogił, bo nikt nie wiedział, gdzie się znajdują.

Barbara Jarosik: -  Po kontuzji Andrzej już nigdy nie wrócił do pełnej sprawności. Musiał sobie ułożyć życie na nowo. Na początku było ciężko. Miał do wszystkich żal. Chociaż proponowano mu zawód trenera, nie chciał słyszeć o żadnej piłce. W 1986 roku skończył studia elektroniczne. Jest zatrudniony w dużej firmie, która zajmuje się montażem sieci elektrycznych w biurowcach i supermarketach. Od poniedziałku do piątku jest poza domem. Cały czas na walizkach. Jeździ z miasta do miasta po całej Francji, czasami na Korsykę.

Napisze list

W listopadzie 2001 roku z okazji 95-lecia Zagłębia Sosnowiec Polski Komitet Olimpijski uhonorował Jarosika złotą odznaką. -  Andrzej o tym wie i dziękuje. Kiedy przyjadę do Polski, odbiorę medal w jego imieniu. Andrzej obiecał, że wtedy napisze odręczny list do kibiców, da też swoje zdjęcie.
Kiedy przyjedzie pani do Sosnowca?-  pytam.
- Myślałam, że już w listopadzie. Miałam jednak wypadek samochodowy i strasznie się potłukłam. Może wiosną? Ale na pewno przyjadę. Andrzej na pewno nie - kończy Barbara Jarosik.

Autor: Wojciech Todur, Gazeta Wyborcza
Tekst opublikowany 26 listopada 2018 r.

Andrzej Jarosik - Wychowanek Zagłębia Sosnowiec (1958/1975), potem piłkarz francuskich klubów: Racing Strasbourg (1975/1976) oraz SC Toulon (1976/1977), reprezentant Polski (25 spotkań, 11 bramek), debiut w 1965 z Bułgarią (1:1), ostatni występ w 1972 również z Bułgarią w meczu w Starej Zagorze (1:3). Dwukrotny król strzelców I ligi (1970 18 goli, 1971 13 goli). Laureat nagrody Złote Buty w plebiscycie katowickiego Sportu (1970).
Zakwalifikował się do ekipy na igrzyska olimpijskie w Monachium (1972) i tamże zdobył złoty medal. W decydującym o finale meczu z ZSRR odmówił trenerowi Górskiemu wyjścia na boisko, ponieważ był rozczarowany tym, że zaczął mecz na ławce rezerwowych. Zamiast niego na boisku pojawił się Zygfryd Szołtysik (zdobywając bramkę). Jarosik podczas dekoracji, do której wystąpiło 13 piłkarzy (Hubert Kostka, Antoni Szymanowski, Jerzy Gorgoń, Zbigniew Gut, Zygmunt Anczok, Marian Ostafiński, Lesław Ćmikiewicz, Kazimierz Deyna, Zygfryd Szołtysik, Zygmunt Maszczyk, Włodzimierz Lubański, Robert Gadocha, Jerzy Kraska), nie otrzymał olimpijskiego medalu. Wierne kopie medali wręczonych na stadionie w Monachium mieli otrzymać w kraju: Kazimierz Kmiecik, Ryszard Szymczak, Grzegorz Lato, Joachim Marx, Marian Szeja i Andrzej Jarosik. Nazwiska Szei i Jarosika długo były pomijane w wykazach medalistów olimpijskich, gdyż obaj ani razu nie wyszli na boisko podczas finałów. PKOl uznał jednak ich prawa do medali i w 2001 roku przyznał im złotą odznakę. We wrześniu 1972 otrzymał Złotą Odznakę PZPN.

 Panie Andrzeju - raz jeszcze wszystkiego najlepszego, a przede wszystkim dużo zdrowia i 100 lat!