HokejPiłka nożna

Aktualności

#aktualności #wywiad #pierwsza drużyna

 9.10.2020

Mateusz Szwed. Piłkarska metamorfoza

Ten niezwykle zdolny skrzydłowy zdobył ostatnio swojego drugiego gola w Fortuna I Lidze i na tym nie zamierza poprzestać. Mateusz Szwed udowadnia, że jeśli się bardzo chce i ma się odrobinę odwagi, wsparcie w rodzicach, to można wiele osiągnąć. Zachęcamy do lektury interesującego tekstu o Mateuszu, zamieszczonego na portalu 1liga.org.

Postarajcie się coś sobie wyobrazić: na boisku w gronie 14-latków biega 6-latek. Szkoda małego - pomyślicie. Tymczasem ten młody - Mateusz się nazywał, z domu Szwed - nic sobie nie robił z rywalizacji ze starszymi. Wręcz przeciwnie: starał się jak najwięcej od nich uczyć. Według Mateusza Szweda nie ma lepszej szkoły życia niż ta, którą doświadczył "przed domem".

Na podwórku młodziutki Mateusz ganiał za piłką z nastolatkami, kolegami brata, który grał kiedyś w Chełmiance Chełm na poziomie 3 ligi. Na szczebel centralny, w przeciwieństwie do brata, o czym później, się nie przebił. - Może przez to, że oswajałem się z piłką w środowisku starszych to wyszło mi to tylko na dobre? Musiałem sobie przecież jakoś radzić, to mnie mocno ukształtowało. Rywalizacja z o wiele starszymi to duże wyzwanie, okazja, aby czegoś się nauczyć - podkreśla Mateusz Szwed.

O latach dziecięcych mówi: fajne czasy. Piłka była wtedy dla niego formą zabawy. Bawił się tak do 13. roku życia. Właśnie rozpoczynał wiek gimnazjalny, zgłosiła się Legia Warszawa. Po siedmiu latach opuścił Uczniowski Klub Sportowy Niedźwiadek, by realizować marzenia.

- Pan Radosław Kucharski był na trzech, czy czterech meczach kadry województwa lubelskiego, w której występowałem. Na początku sam postanowił mnie oglądać, potem przysyłał swoich ludzi. Dostałem się do naboru. Było nas 50, czy 60 z całego kraju. Do pierwszej klasy gimnazjum przyjęli dziesięciu. Co pół roku był kolejny przesiew. Z dziesiątki zostało nas trzech. Michał Mydlarz, Sebastian Walukiewicz i ja - opowiada Szwed.

- Dobrze pamiętam ten dzień, kiedy przyszedł z rodzicami i oznajmili mi, że zamierza kontynuować naukę w Warszawie. Nie ukrywam, że miałem obawy, nie tyle, czy da sobie radę piłkarsko, ale, czy jest już na tyle samodzielny, by trudny okres adaptacji w nowym środowisku, z daleka od domu, dobrze znieść. On na obozach piłkarskich, kiedy był mały, tylko się rozglądał, szukając kątem oka mamy i taty. Pytam więc rodziców: "Czy nie jest na to za wcześnie? U nas i w reprezentacji ma pewne miejsce". Byli jednak zdecydowani na Legię, nie upierałem się. Zdawałem sobie sprawę, że nie może w Legii blado wypaść, musi być maksymalnie przygotowany. Po miesiącu zadzwonił do mnie trener Piotr Strejlau - odpowiadał za ściągnięcie Matiego do Warszawy - i powiedział, że jest pod wrażeniem przygotowania tego chłopaka. Chodziło mu o ogólną sprawność fizyczną. Zero zaległości - opisuje Anatol Obuch, pierwszy trener Mateusza Szweda

Obuch miał rację co do jednego: jego były podopieczny ciężko znosił rozłąkę z rodzicami. - Ale mi doskwierała ta odległość od domu... Przyznam się, zawsze byłem rodzinny, tęskniłem za rodzicami. Przez pierwsze pół roku w Legii walczyłem sam z sobą, żeby tylko przetrwać. Już pierwszego dnia chciałem wracać. Do tego, abym został, musieli mnie przekonywać rodzice i koledzy. Mówili: "Weźmiemy ciebie w swoje obroty, zobaczysz, dasz radę". Dobrze, że ich wszystkich posłuchałem - śmieje się na dawne wspomnienie Szwed.

- Nie wiem jak to nazwać, niemniej miałem duży problem. Do 12. roku życia, gdzie nie pojechałem, tam płakałem za mamą. Dopiero Legia mnie zmieniła. Jak zamieszkałem z kolegami, byłem za siebie odpowiedzialny, to wyrosłem z tego - dodaje.

Nie miał wyjścia: musiał przezwyciężyć swoją słabość. Inaczej przepadłby w Legii. A tak zawiązał przyjaźnie do końca życia i osiągnął mniejsze i większe sukcesy w juniorskiej piłce. Wygrał z młodą Legią rozgrywki Centralnej Ligi Juniorów (sezon 2016/17). Rok później wystąpił w finale tychże rozgrywek z innym rocznikiem warszawskiego klubu. Dostał się do rezerw, zaliczył występy w Młodzieżowej Lidze Mistrzów. Za kolegów z drużyny miał Sebastiana Szymańskiego, Michała Karbownika, Miłosza Szczepańskiego, czy Mateusza Bondarenkę.

W młodzieżowej piłce zatem sporo osiągnął. Na lokalnym podwórku wiele znaczył. - Król strzelców turnieju, czy MVP - chleb powszedni, zwłaszcza w mini piłce nożnej. Miał ten zmysł piłkarski. Pojechaliśmy do Puław na zaproszenie Wisły na turniej piłkarski. Zawitała także Legia, która w grupie lała wszystkich. Byli zdecydowanym faworytem do końcowego zwycięstwa, w finale trafili jednak na nas. Mieli olbrzymią przewagę, przegrali 0:1. Ze zwycięską kontrą wyszedł Mateusz, który jeden po drugim sadzał legionistów na tyłkach, aż wreszcie strzelił gola. Legioniści nie mogli się pogodzić z porażką. W meczu finałowym wyglądali lepiej od nas, ale to my wygraliśmy, ponieważ w głównej roli wystąpił Mateusz - odkopuje fakty w pamięci Obuch.

Od ponad roku Szwed rywalizuje z seniorami. Dostał szansę w Zagłębiu Sosnowiec. W meczu 7. kolejki trwającego sezonu strzelił gola Sandecji Nowy Sącz. To była jego druga bramka w Fortuna 1 Lidze.

- Debiutowałem w 2. kolejce sezonu 2019/20. Wchodziłem z ławki. Nogi mi się trzęsły, w głowie miałem chaos. Gdy porównam to z pierwszym meczem w tego sezonu, to jak niebo, a ziemia. Za mną pierwszy sezon w piłce seniorskiej na poziomie centralnym. Nie pękłem: strzeliłem gola, zaliczyłem siedem asyst. Jak na debiutancki sezon wśród seniorów nie było źle. I trzeba też pamiętać, że w miarę regularnie grałem dopiero w drugiej rundzie. Jak jednego trenera do siebie przekonałem i dostałem szansę, to następowała zmiana na ławce. Jak drugiego - znów zmiana. Jak przekonałem trzeciego, to grałem od deski do deski. Trener Krzysztof Dębek ma do mnie spore zaufanie. Kiedy zobaczył mnie w Sosnowcu, powiedział, że w porównaniu z Legią przeszedłem metamorfozę o 180 stopni. To, że strzelam i asystuję jest pochodną tego, że dostaję coraz więcej minut. Jestem takim zawodnikiem, że w sytuacjach się odnajduję. Tylko kwestia skuteczności i zimnej krwi, by udanie wykończyć akcje - zaznacza młody pomocnik Zagłębia.

- Mateusz pokazał, że jeśli się chce i ma się odrobinę odwagi, wsparcie w rodzicach, to można wiele osiągnąć. Tak już ma, że jak coś komuś obiecał, to się tego trzymał. Kiedy dowiedział się, że przeniesie się do Warszawy inaczej podchodził do nauki i treningu. Poważniej. Miał jasny cel i do tego celu dążył - kończy Obuch.

Piotr Wiśniewski/www.1liga.org