HokejPiłka nożna

Aktualności

#aktualności #kibice #pierwsza drużyna #oldboje

 12.08.2020

56 lat temu Zagłębie zdobywało Amerykę

W 56. rocznicę powrotu Zagłębia z Ameryki przypominamy niezwykłą przygodę sosnowieckich piłkarzy za oceanem, która zakończyła się zdobyciem Pucharu Interligi Amerykańskiej.

Drużyna Zagłębia powróciła do kraju w środę 12 sierpnia 1964 roku potwornie zmęczona po kilkunastogodzinnej podroży, ale bardzo szczęśliwa z racji osiągnięcia wielkiego sukcesu. A już w niedzielę czekała ją inauguracja rozgrywek nowego sezonu I ligi - w Sosnowcu z warszawską Legią. 

Po powrocie ograli Legię

Początkowo planowano przełożenie tego spotkania, ale ze względu na ogromne zainteresowanie bohaterami z Pucharu Ameryki, słusznie zaniechano tego pomysłu. Na Stadionie Ludowym w dniu 16 sierpnia zgromadziła się widownia prawie 40 - tysięczna, by powitać swoich zawodników. Na bieżni na stole przed lożą honorową ustawiono wszystkie trofea i pamiątki, jakie przywieziono z USA. Przy wielkim aplauzie, na płytę boiska weszli wszyscy uczestnicy amerykańskiej eskapady. Prezes Franciszek Wszołek w krótkim wystąpieniu przytoczył cały przebieg Turnieju Interligi i podzielił się wrażeniami. 

Temu wydarzeniu towarzyszyła piękna, słoneczna pogoda i niezwykle uroczysta oprawa m. in. wręczano upominki i podziękowania w asyście górniczej orkiestry. A potem zaczął się mecz, w którym po chwilowym niepowodzeniu, Zagłębie pokonało Legię 3:1. Słowem - wielki dzień w Sosnowcu!

Zdobyli Puchar Interligi Amerykańskiej

Zanim jednak doszło do tego wydarzenia sosnowiczanie godnie reprezentowali swój klub, Sosnowiec i polską piłkę za oceanem. W tym czasie sosnowiczanom kibicowała cała sportowa Polska. Zwycięstwo w rywalizacji grupy II uprawniało Zagłębie do decydującego starcia o Puchar Interligi Amerykańskiej (International Soccer League) z triumfatorem grupy I, która zakończyła swoje zmagania pod koniec czerwca, czyli miesiąc wcześniej. Rywalem polskiego zespołu okazała się 10. drużyna zachodnioniemieckiej Bundesligi Werder Brema. Bremeńczycy przylecieli do Nowego Jorku wypoczęci, bardzo pewni siebie,obawiali się jedynie Crveny Zvezdy. Skoro ci odpadli, to liczyli na dwa łatwe zwycięstwa (regulamin zakładał rozegranie dwóch meczów), ale srodze się zawiedli. Dwukrotnie lepsze było Zagłębie 4:0 i 1:0.

Dukla Praga była już za silna!

Takie rezultaty przyniosły Zagłębiu Puchar Interligi i prawo gry w finale o główne trofeum imprezy, czyli Puchar Ameryki z poprzednim mistrzem Duklą Praga. Czesi przylecieli do USA tylko na dwa mecze finałowe, mając w swych szeregach m.in. czterech wicemistrzów świata z 1962 roku - Masopusta, Pluskala, Novaka i Jelinka. Byli także w uprzywilejowanej pozycji - przygotowani po dwutygodniowym zgrupowaniu. Zagłębie miało za sobą 8 meczów w nogach, więc zawodnicy mieli prawo być zmęczeni.

VIII 1964 Zagłębie - Dukla Praga 1:3 (1:1)
Nowy Jork - Randalls Island Stadium, widzow 13. 256, sędzia Morgan (USA)
1:0 - Jarosik 3, 1:1 - Brumovsky 27', 1:2 - Rodr 56' - karny, 1:3 - Rodr 81'
Skład Zagłębia: Szyguła - Strzałkowski, Bazan, Śpiewak Fulczyk, - Majewski E. Szmidt, -Gałeczka, Krawiarz , Jarosik, Piecyk.

Pierwszy finałowy mecz o Puchar Ameryki rozpoczął się dla Zagłębia znakomicie. Już w 3 minucie prowadzenie uzyskał Andrzej Jarosik, po akcji Eugeniusza Szmidta. Sosnowiczanie poszli za ciosem, szukając drugiej bramki, ale na przeszkodzie stanął świetnie dysponowany bramkarz Dukli - Pavel Kouba. Niebawem gra się wyrównała, czego efektem był gol na 1:1, uzyskany silnym strzałem z dystansu. Nie załamało to Polaków, którzy wypracowali 3 dogodne okazje - strzał Krawiarza wylądował na poprzeczce czeskiej bramki, a główki Gałeczki i Jarosika minimalnie chybiły celu. W II połowie liczna widownia nadal podziwiała żywe tempo i zaangażowanie obu zespołów. Kluczowym momentem dla losów tego pojedynku okazał się faul jednego z obrońców Zagłębia we własnym polu karnym. Jedenastkę bezbłędnie wykorzystał Miroslav Rodr, który
w końcowych minutach ustalił wynik meczu na 3:1. 
Rutynowana i obyta w międzynarodowych grach drużyna naszych południowych sąsiadów umiejętnie broniła dostępu do swojej bramki. Zagłębiacy mimo ogromnej ambicji nie potrafili odrobić strat. Przegrana jednak ujmy nie przyniosła, a seria meczów bez porażki skończyła się dopiero w 9 grze.

9 VIII 1964 Zagłębie - Dukla Praga 1:1 (0:1)
Nowy Jork - Randalls Island Stadium, widzów 10. 511
0:1 - Rodr 27', 1:1 - Gałeczka 75
Skład Zagłębia: Szyguła - Strzałkowski (46' Wąs), Bazan, Skiba - Fulczyk, Majewski - E. Szmidt - Gałeczka, Krawiarz, Jarosik (46' Myga), Piecyk.

By myśleć o końcowym triumfie, należało wygrać w rewanżowym spotkaniu różnicą co najmniej dwóch bramek. Niestety, zadanie to przerosło zmęczonych już zawodników Zagłębia. ,,Wojskowi" z Pragi zachowali więcej sił i świeżości, a po strzeleniu gola na 1:0 cofnęli się do tyłu, aby wybronić uzyskaną w dwumeczu przewagę. Sosnowiczanie uparcie dążyli do zmiany rezultatu, stworzyli wiele sytuacji podbramkowych, ale zaporą nie do przejścia ponownie okazał się bramkarz Kouba. Skapitulował tylko raz (po strzale Gałeczki) i dzięki temu Puchar Ameryki wywalczyła Dukla. Mimo remisu, oznaczającego przegraną w finale, drużyna Zagłębia zyskała bardzo pochlebne opinie i szacunek wielu obserwatorów, nie tylko Polaków mieszkających w Stanach Zjednoczonych.

Kiepura tęsknił za Polską

Animator wyjazdu Zagłębia do USA, prezes Franciszek Wszołek przypomina sobie, że w czasie tournée gościł też u słynnego tenora Jana Kiepury na kolacji. Chłopak z Sosnowca był wiernym kibicem Zagłębia. 

- Mieszkał na przedmieściach Nowego Jorku. Moim zdaniem miał brzydki dom. Taki jakiś kwadratowy, nieładny. Pokoi było tam z dziesięć, ale co ciekawe, w żadnym nie było amerykańskich mebli. Kiepura widać bardzo tęsknił za Polską, bo mieszkał jak w Cepelii. Stały tam jakieś drewniane malowane skrzynie, na ścianach wisiały ciupagi. Miał ze trzy fortepiany, najważniejszy z nich na drewnianym podium. Na mnie największe wrażenie zrobiła wykładzina. W owych czasach rzecz w Polsce zupełnie nieosiągalna. Kiepura miał tego dnia wspaniały humor. W końcu wskoczył na wieko fortepianu i zaczął śpiewać. Podszedłem wtedy do jego żony Marty Eggerth i pytam: "Jak pani to znosi?". A ona na to: "Ja go właśnie za to kocham! Za tę jego polskość!". Już do końca wieczoru było mi głupio, że w ogóle ją o to zapytałem. Kiepura zmarł dwa lata później na zawał serca. Prawdopodobnie byliśmy ostatnimi polskimi sportowcami, których gościł w swoim domu -  wspominał wiele lat temu ten ważny epizod z wyjazdu do Ameryki prezes Wszołek.

Opracowano na postawie książki Jacka Skuty: Zagłębie Sosnowiec. Historia Piłki Nożnej.