22.05.2020
Niezwykła historia Jana Ciszewskiego. Dzisiaj skończyłby 90 lat!
22 maja 1930 roku w Sosnowcu urodził się Jan Ciszewski, jeden z najbardziej znanych i rozpoznawanych komentatorów sportowych. Jako nastolatek marzył o karierze żużlowca, lecz ciężki wypadek przerwał jego przygodę z czynnym uprawianiem sportu.
Mając 22 lata rozpoczął pracę w Polskim Radiu Katowice, a już 4 lata później zadebiutował na antenie telewizyjnej. Rozpoczynał od komentowania... oczywiście żużla, ale w pamięci kibiców pozostał głównie jako specjalista od futbolu, potrafiący stworzyć nieprawdopodobną atmosferę meczu piłkarskiego. Popularny Cis bardzo mocno związany był z Sosnowcem, kibicował Zagłębiu, którego mecze ligowe komentował w radiu, a potem telewizji. Nigdy nie zapomniało swoich korzeniach, był po prostu dumny z Sosnowca. Jego imię nosi stadion Czarnych Sosnowiec.
Komentował m.in. spotkanie z Anglią na Wembley, finały piłkarskich mistrzostw świata w 1974, 78 i 82 roku oraz występy naszych klubów w europejskich pucharach, m.in. dramatyczne spotkania warszawskiej Legii i Górnika Zabrze.
Jakim wzorem był Ciszewski dla młodszych kolegów dziennikarzy najlepiej świadczy jedna z pierwszych relacji Dariusza Szpakowskiego, który rozpoczynając komentarz przywitał się mówiąc: Dzień dobry państwu. Ze stadionu Wembley wita Dariusz Ciszewski.
Zmarł 12 listopada 1982 roku w Warszawie, a już rok później rozegrano żużlowy memoriał Jana Ciszewskiego. Jego głos jest wciąż obecny w sercach kibiców.
- Świetny narrator, doskonale czuł emocje widza. Wiedział, czego kibic potrzebuje i jak ma zagrać na emocjach, by stworzyć odpowiedni klimat widowiska. Wybitny gawędziarz z taką pozytywną konotacją. Bo to sztuka opowiadać tak, by była cisza, a ludzie ze zdumienia mieli otwarte usta - ocenia Mateusz Borek, który pamięta komentarz Ciszewskiego z jego ostatniego wielkiego turnieju. Było to w 1982 roku, a dziennikarz Polsatu Sport miał wtedy niespełna dziewięć lat. - Jako młody chłopak byłem zafascynowany dwoma komentatorami: Janem Ciszewskim i Stefanem Rzeszotem - dodaje.
- Imponowało mi to, że wczuwał się w widza. Bo to nie jest tak, że komentator musi mówić o każdym podaniu, widz ma to przecież na ekranie. Natomiast Janek potrafił zrobić odpowiedni nastrój, duży "event" z każdego meczu. Potrafił stworzyć taką atmosferę, że ludzie nie chcieli odchodzić od telewizorów. To jest duża umiejętność i w pewnym sensie reżyseria. A ja, jako reżyser, potrafię to docenić - zaznacza twórca "Piłkarskiego Pokera" Janusz Zaorski.
Foto: sport.onet.pl