26.04.2019
Transformacja Zagłębia w kwadrans
Ze stwierdzeniem Nic dwa razy się nie zdarza musielibyśmy się po tym widowisku zgodzić tylko do połowy. A dokładnie do pierwszej połowy meczu Zagłębia z Wisłą Kraków. Nasz zespół ani przez moment nie przypominał tego, który jeszcze niecały miesiąc temu pokonywał tę samą drużynę, na tej samej płycie boiska Stadionu Ludowego 4:3. Wtedy pojedynek stał na bardzo wysokim poziomie od samego startu zawodów, tym razem było nieco inaczej.
Sosnowiczanie uśpili cały Stadion Ludowy i tylko pojedynczymi fragmentami próbowali się poderwać znużoną publikę. W międzyczasie zespół Maciej Stolarczyka zdążył znaleźć bardzo łatwy środek na pokonanie Dawida Kudły. Krzysztof Drzazga przyczaił się blisko stopera w polu karnym i z rywalem na plecach odwrócił się, posyłając futbolówkę obok bezradnego golkipera.
W dalszych fragmentach pierwszej połowy oprócz kilku niezręcznych dośrodkowań nie oglądaliśmy zbyt wiele. Biegał po obu stronach Szymon Pawłowski, szukał zagrań do lepiej ustawionych kolegów, lecz żadne z nich ani przez moment nie zapowiadało się na jakiekolwiek zagrożenie dla Mateusza Lisa i jego odmłodzonej defensywy.
Świetnie tego wieczora wyglądał Vamara Sanogo. To właśnie Francuz kilkukrotnie zmuszał bezrobotnego wcześniej Lisa do wysiłku. Napastnik także królował w powietrzu, gdzie wygrywał niemal każdy pojedynek i był gwarancją, iż zagrana piłka górą zostanie przytrzymana na dłużej.
Zdążyliśmy wychwalić jednostki w przerwie, a w tym czasie Valdas Ivanauskas knuł misterny plan na powrót swoich piłkarzy do lepszej dyspozycji.
Po pięciu minutach gry zza pola karnego wyruszyła bomba Mateusza Możdżenia. Pomocnik świetnie przymierzył i ożywił całe mury Stadionu Ludowego! Po pięknym trafieniu zrobiło się głośno, a piłkarze nie zamierzali się zatrzymać na jednym trafieniu. Stąd większa odpowiedzialność spadła na Francuza, który tego dnia czuł się po prostu jak ryba w wodzie.
Sani zszedł na lewą nogę i płaskim dograniem na dalszy słupek umożliwił Olafowi Nowakowi zapisanie swojej historycznej bramki, jakże ważnej dla niego i całego Zagłębia. Młody napastnik jest wychowankiem Białej Gwiazdy i w tak trudnym spotkaniu potrafił znaleźć się we właściwym czasie i momencie. Trafienie nie okrasił radością z wyrazami szacunku do swojego byłego klubu, tak jak niecały miesiąc temu zrobił to Rafał Pietrzak, kiedy umieszczał futbolówkę do naszej bramki.
Sosnowiczanie w dalszej fazie stwarzali sobie okazje do strzelenia gola i do pełni szczęścia wystarczyło potwierdzić dominację trzecim trafieniem. Los chciał inaczej, a każdy kto zasiadł na trybunach mógł do samego końca liczyć na dreszczyk emocji, który pojawił się w ostatniej akcji.
Wisła przeniosła się pod nasze pole karne po tym jak Szymon Pawłowski przypadkiem zagrał piłkę ręką przy przyjęciu. W pole karne ruszył nawet golkiper gości Mateusz Lis, ponieważ wiedział, że to jest ta jedyna okazja na wyrównanie. Piłka długo balansowała pomiędzy zawodnikami, aż jeden z nich dopadł do uderzenia w kierunku naszej bramki! W samą porę z interwencją zdążył Mateusz Możdżeń i świetną blokadą dopełnił dzieła, gdyż kilka sekund później arbiter zakończył tę pasjonującą drugą część.
Zagłębie Sosnowiec - Wisła Kraków 2:1 (0:1)
Bramki: 0:1 Krzysztof Drzazga (4 asysta - Paweł Brożek), 1:1 Mateusz Możdżeń (49), 2:1 Olaf Nowak (57 asysta - Vamara Sanogo)
Zagłębie: Kudła - Heinloth (33 Greššák), Cichocki, Polczak, Mráz - Nawotka, Pawłowski, Możdżeń, Udoviczić - Gabedawa (46 O. Nowak), Sanogo (82 Iwaniszwili).
Wisła: Lis - Pietrzak, Hoyo-Kowalski, Palčič, Grabowski - Kolar, Boguski, Szot, Drzazga (80 Buksa), Peszko (66 Kumah) - Brożek (61 Słomka).
Żółte kartki: Mráz - Kolar, Drzazga.
Sędziował: Krzysztof Jakubik.
Widzów: 3048.