9.02.2019
Falstart we Wrocławiu
W przedsezonowych potyczkach wydawać się mogło, że deficyt w naszych szeregach został wyplewiony. Zagłębie prezentowało się przynajmniej dobrze, jednak gdy rozpoczął nam się mecz we Wrocławiu zaczęliśmy przecierać oczy, niestety nie z zachwytu.
Koszmar z poprzedniej rundy powrócił bardzo szybko, kiedy w 7. minucie Mateusz Cichocki nie ustrzegł się błędu i wybił głową prosto pod nogi Krzysztofa Mączyńskiego. Środkowy pomocnik z dużym spokojem zgrał w pole karne do Piotra Celebana, a ten przedłużył dalej, gdzie krycie zgubili nasi defensorzy. Arkadiusz Piech znalazł się w wymarzonej okazji, której nie pozwolił sobie zmarnować.
Zagłębiacy mimo wszystko starali się przedrzeć na dłużej na połowę rywala, lecz zbytnio nie przekładało się to na zagrożenie dla Jakuba Słowika. W 20. minucie zrobiło się już koszmarnie, kiedy piłka po raz drugi wylądowała w naszej bramce. Dawid Kudła umiejętnie przesunął się na dalszy słupek, jednak tam znienacka zjawił się Igor Tarasovs i głową posłał futbolówkę do sieci. Na szczęście przed wznowieniem gry sędzia uznał, że warto wybrać się do monitora VAR i gol jednoznacznie nie został uznany.
To było tylko jedno z ostrzeżeń, kolejne już nasi zawodnicy wykonali na własne życzenie. Dokładniej Giorgi Gabedawa, który w przeciągu dwóch minut zarobił dwie żółte kartki i tyle go widziano w debiucie w Lotto Ekstraklasie. Przez ponad godzinę gry trzeba było sobie radzić w osłabieniu.
W ostatnim fragmencie Śląsk jeszcze trzy razy mógł pokonać naszego golkipera, jednak na drodze stawała poprzeczka lub minimalnie niecelny strzał Arkadiusza Piecha z dystansu. Zagłębie odpowiedziało tylko akcją, po której Olaf Nowak znalazł się w czystej sytuacji do oddania strzału, lecz wtedy na przeszkodzie stanął bramkarz.
W drugiej odsłonie gra zrobiła się bardziej otwarta z powodu przejścia naszego zespołu na trójkę obrońców. Vamara Sanogo zastąpił Żarko Udoviczicia, który miał sporo problemów w kryciu. Sanogo jak zawsze miał być odpowiedzialny za strzelanie dla Zagłębia. Francuz wprowadził dużo świeżości, jednak w kluczowych momentach brakowało zimnej krwi.
Zagłębiacy swoje akcje skupiali na dośrodkowaniach ze stałych fragmentów gry, jednak liczyli się z błyskawicznymi kontratakami rywala. Jeden z nich właśnie został wykorzystany i nasza ekipa mogła spakować się bez punktów. Od połowy boiska gracze Śląska wymieniali sobie podania, aż kiedy Mateusz Radecki był już w polu karnym posłał bez najmniejszych skrupułów piłkę obok bezradnego Dawida Kudły.
WKS Śląsk Wrocław - Zagłębie Sosnowiec 2:0 (1:0)
Bramki: 1:0 Arkadiusz Piech (7. asysta - Piotr Celeban), 2:0 Mateusz Radecki (79. asysta - Róbert Pich)
WKS: Słowik - Celeban, Golla, Tarasovs, Cholewiak, Radecki, Łabojko (80. Chrapek), Mączyński, Pich, Musonda (69. Ahmadzadeh), Piech (85.).
Zagłębie: Kudła - Mygas, Cichocki, Tóth (64. Polczak), Udoviczić (46. Sanogo) - Greššák - Iwaniszwili (61. Nawotka), Pawłowski, Możdżeń, Gabedawa - O. Nowak.
Żółte kartki: Farshad Ahmadzadeh (75.), Róbert Pich (76.) - Giorgi Gabedawa (28.), Lukáš Greššák (71.)
Czerwona kartka: Giorgi Gabedawa (29.)
Sędziował: Tomasz Musiał.