HokejPiłka nożna

Aktualności

#aktualności #pierwsza drużyna

 19.01.2019

Od małego na całego dla Zagłębia - Adrian Czaplak

- Za małolata chodziło się na młyn, więc przeszedłem przez chyba wszystkie etapy Stadionu Ludowego. Od podszewki znam trybunę otwartą, a teraz bardziej muszę się zaprzyjaźnić z płytą. To mój cel na najbliższą przyszłość.

Początki na bocznym 

Moje pierwsze treningi odbywałem z trenerem Krzysztofem Ślęzakiem w starszym roczniku. Na szczęście trener był tak miły, że dał mi pograć ze starszymi kolegami. Z tego co kojarzę to nawet załapałem się na jakiś turniej i strzeliłem bramkę. Właściwie to nie do końca pamiętam czy tak było czy to tylko sen. Rękawice założyłem dopiero od pierwszych treningów w swoim roczniku 1997, pewnie dlatego, że byłem trochę misiowaty. Pomysł z bramkarzem to zasługa trenera Piotra Grabowskiego. To on postawił mnie między słupki, a wtedy to i może bardziej pachołki. Przyzwyczaiłem się do bramki bardzo szybko, a kiedy trzeba było odpuścić jakiś turniej chodziłem załamany. 

Klasa sportowa i wyczyny na lekcjach

Oj. Czego my nie wyprawialiśmy w gimnazjum. Pierwsze co mi przychodzi do głowy jak myślę o tej szkole to jest pani od historii, którą serdecznie mogę pozdrowić. Pani Monika Stachowicz miała władzę kompletną. Na pierwszą lekcję u niej spóźniłem się, a w nagrodę musiałem stanąć na środku klasy i wszystkich przepraszać. Jakby to komuś przeszkadzało. - zaznacza z uśmiechem nasz bramkarz. Na niektórych lekcjach decydowała także waga przedmiotu. Jak przyszło co do czego to potrafiliśmy się skupić na nauce jako całość.  

Ksywka została zaakceptowana

Zdarza się do tej pory, że ktoś zawoła mnie "gruby". Z czasem zaakceptowałem to jako ksywkę i jak trochę dorosłem to trzeba było nabrać też do samego siebie trochę dystansu. Teraz jak ktoś mnie zawoła na ulicy "gruby" to zapewne się odwrócę jak poznam głos. Ksywka jak ksywka, każdy jakąś kiedyś miał. Na szczęście ciężką pracą można wykonać bardzo wiele i teraz już nie mam takich boczków jak za czasów gry w akademii. Swoją drogą, za młodego chyba mnie postawili między słupkami, bo stwierdzili "gruby na bramkę". Do tej pory jak patrzę na zdjęcia to się zastanawiam kto to jest na załączonym obrazku 

Ojczym dużo pomógł

Tak naprawdę moim pierwszym trenerem bramkarzy został mój ojczym, który jest Włochem. Padła taka inicjatywa, słowo za słowo i od tej pory byłem bacznie obserwowany indywidualnie na zajęciach. Miałem się od kogo uczyć, ponieważ wiem, że gdzieś kiedyś pograł w piłkę. Nie było to Lazio czy Roma, ale każda lekcja to dobra nauka. Przechodziło to również do domu, gdyż powód innej narodowości mojego ojczyma powodował chęć poznania nowego języka obcego, czyli włoskiego. W szkole zbyt dużo nie wyniosłem na włoskim, przeważnie wyprzedzałem materiał i byłem ponad program. Jak się słyszy na co dzień obcy język to w przyszłości szybciej się go przyswaja. 

Trenerów bramkarzy się nie zapomina

Wiele zmienił też trener Rafał Polański. Długi okres czasu przesiedział w klubie i jak już pracował to wiedział doskonale kiedy jest czas na trening, a kiedy można pożartować. Trener zawsze ustawiał nam treningi dochodzeniowe i nie było zmiłuj. Na szczęście po zajęciach można było zagrać w poprzeczki czy inne zabawy o puszkę gazowanego napoju, oczywiście z trenerem. To były czasy - wspomina nasz wychowanek. Wiele dobrego wykonał i nauczył mnie Robert Stanek. Nawet jak byłem na wypożyczeniach to mogłem liczyć na jego dyspozycyjność. W Oświęcimiu bardzo fajny czas miałem z trenerem Robertem Mioduszewskim. Tutaj już nie było przelewek. Jak chciałeś grać, musiałeś to wyszarpać i wywalczyć sobie postawą na treningach. Jeżeli nie było w Tobie zaangażowania nie miałeś na co liczyć. 

Doświadczenie bramkarskie 

Tak naprawdę moja przygoda z piłką dopiero się zaczyna. Na bramkarzy można patrzeć trochę pod innym kątem jeżeli chodzi o wiek. Jak już rozmawialiśmy o słonecznej Italii, to spójrzmy na Buffona. Gość dalej robi cuda między słupkami i ciągle jest bardzo ważnym elementem w swojej drużynie. Ja osobiście lubię patrzeć na naszych - Polaków. Wzoruję się często na Łukaszu Fabiańskim i Arturze Borucu. Ten drugi nie przestaje mnie zachwycać. Jego pajace w bramce momentami przekraczają jakąkolwiek logikę rozciągłości ciała człowieka. Ostatni mecz jaki oglądałem w jego wykonaniu z Chelsea uważam, że nadal jest na najwyższym poziomie. 

Zgrana paczka

Jestem mega szczęśliwy, że pracuję aktualnie z Matko Perdijiciem i Dawidem Kudłą. Stworzyliśmy w trójkę fajny zespół golkiperów i liczę, że dalej to będzie tak funkcjonować. Młodzi bramkarze z naszej akademii naprawdę mogą sobie spoglądać na tą dwójkę, a od tego pierwszego po prostu trzeba się uczyć tego co najlepsze. Postawy na treningach, ale także bycia człowiekiem poza boiskiem. Tak naprawdę jeden i drugi ma w sobie tyle energii, że potrafi dać pozytywnego kopa. Jeżeli chodzi o "Kudiego" to przytrafiła nam się śmieszna historia. Kiedy on był w Zagłębiu pierwszym razem, ja wtedy wchodziłem do szatni. Teraz mi mówi, że mnie za nic nie pamięta a ja do niego zawsze z szacunkiem podchodziłem - śmieje się Adrian Czaplak. 

Wskoczył za Gąskę 

Wcześniej trenowałem z dwójką równie młodych bramkarzy. Obok był Wojciech Fabisiak i Mateusz Matracki. Piecze nad nami trzymał Szymon Gąsiński. Tego ostatniego będę wspominał przez wiele kolejnych lat. Najpierw dał mi sporo satysfakcji po tym jak sam wyleciał za czerwień. Ja wskoczyłem na ławkę rezerwowych w meczu z Górnikiem Wałbrzych. Z Szymonem dalej mam dobry kontakt. Nawet ostatnio mieliśmy spotkanie na klatce schodowej, kiedy się przeprowadzałem. Z drzwi obok wychodzi sam Szymon Gąsiński, po prostu nie wiedziałem czy oczy mnie mylą. Opowiem jeszcze o historii mojego numeru 56. Kiedy dostawałem sprzęt - wolne było 56 po Szymonie Gąsińskim. W pierwszych literach imiona i nazwiska kryje się cała prawda. Od tamtej pory jak mi o tym powiedział nawet polubiłem te dwie cyfry. 

Miał papiery na granie 

Ja na chwilę obecną jestem bardzo dumny, że mogę trenować z Zagłębiem, dalej się rozwijam krok po kroku. Kariery nie zrobiłem i jeszcze nie wiadomo czy zrobię. Stoję przed górą lodową i wszystko jest zależne od moich nóg i rąk jak daleko zajdą. Pamiętam z mojego rocznika kilku kolegów, którzy po prostu musieli grać w piłkę, a życie potoczyło się chyba nie tak jak powinno. Największe papiery na granie miał Damian Sacha. To co on potrafił robić z piłką, jak był przygotowany motorycznie, fizycznie. Ciężko to nawet obrać w słowa. Wiem za to kto ma dalej duży potencjał - Oktawian Obuchowski. Gra na boku obrony w Skrze Częstochowa w II lidze. Zrobił z nimi awans i zaczyna im się fajnie powodzić, a dla "Oktiego" najważniejsze jest to, że jest podstawowym wyborem. Oby mu się wiodło.