23.10.2018
Streszczenie 12. kolejki Lotto Ekstraklasy
Piast Gliwice - Lechia Gdańsk 1:1
Lechia uratowała w samej końcówce jeden punkt z dobrze grającym w tym sezonie Piastem. Kiedy zespół z Gdańska przegrywał po pierwszej odsłonie 0:1, trener Piotr Stokowiec postanowił szybko zareagować na wydarzenia na boisku. Przesunięcie zawodników ze środkowych sektorów do ataku przyniosło efekty na 5 minuty przed ostatnim gwizdkiem. Lukáš Haraslín wykończył idealnie dograną piłkę od Patryka Lipskiego i Słowak mógł świętować swoją drugą bramkę w tym sezonie.
Jagiellonia Białystok - Pogoń Szczecin 2:1
Po trzech triumfach z rzędu zespół przyjezdnych napotkał na swojej drodze mały problem. Kłopotem okazała się Jagiellonia Białystok, która piątkowego wieczoru była za mocna dla Portowców. Strzelanie rozpoczęło się dopiero po zmianie stron. Tylko trzy minuty Przemysław Frankowski potrzebował do skierowania futbolówki obok interweniującego Łukasza Załuski. Sprawy nabrały obrotów po godzinie gry, kiedy piłka została zagrana przed polem karnym gospodarzy nad głowami defensorów, a Zvonimir Kožulj z zimną krwią wykończył podanie od partnera. Pogoń mogła mieć pretensje jedynie do siebie, że nie wywiozła z Białegostoku żadnej zdobyczy. Po raz drugi w polu karnym został sam piłkarz przeciwnika - Ivan Runje i jak na kapitana przystało dał 3 punkty Jagielloni.
Śląsk Wrocław - Arka Gdynia 1:2
Kunszt, fantazja, ale i umiejętności. Pierwszy gol dla Arki to był popis 17-latka Patryka Młyńskiego. Piłkarz wjechał jak stary wyga w pole karne, ominął trzech rywali i posłał piłkę tuż przy samym słupku! Za głowę złapał się sam Zbigniew Smółka, który nie dowierzał akcji młodego gracza Arki. Młodość jeszcze przed przerwą dostała szybką odpowiedź od doświadczenia, chociaż zadanie należało do prostszych. Jak mawia klasyk karny to jeszcze nie gol. No chyba, że podchodzi Marcin Robak. Wtedy golkiper może liczyć tylko na cud. Cudów przed przerwą nie było i napastnik dopisał sobie 8 trafienie, wychodząc tym samym na pozycję lidera w klasyfikacji króla strzelców. Kwadrans na ostudzenie emocji dobrze wpłynął na ekipę gości, ponieważ to oni chwilę po wznowieniu gry wyszli na prowadzenie po raz drugi. Arka przewagi już nie zaprzepaściła i bramka zdobyta przez Macieja Jankowskiego była kluczowa dla przebiegu dalszych zmagań.
Lech Poznań - Korona Kielce 2:1
Christian Gytkjær wraca do żywych przy Bułgarskiej! Napastnik długo szukał dobrej dyspozycji, aż wreszcie dla fanów Kolejorza udowodnił swoją przydatność. W 25. minucie Pedro Tiba dośrodkował płasko do João Amarala, ten bez zastanowienia próbował strzelać w światło bramki Hamrola. Piłka nie została trafiona czysto przez Portugalczyka, ale na odbitą futbolówkę czyhał Gytkjær. Po przerwie Korona dążyła do doprowadzenia do wyrównania. Posiadanie piłki nieznacznie było na korzyści gości, ale to Lech strzelał bramki. Gytkjær znowu wykorzystał gapiostwo defensorów, którzy pozostawili mu przed polem zbyt dużo miejsca do oddania uderzenia. Napastnik trafił czysto technicznie, a przewaga dwóch bramek na niewiele ponad kwadrans gry to była solidna zaliczka. Honorowego gola dla Korony Kielce strzelił Elia Soriano, wykorzystując zgranie na 5. metr.
Zagłębie Lubin - Wisła Płock 3:3
Szansa jaka spotkała Wisłę Płock w Lubinie długo może się nie powtórzyć w starciu wyjazdowym. Zespół Wisły miał już gospodarzy na widelcu prowadząc w pewnym fragmencie nawet 3:1! Do obrony rezultatu zostało 10 ostatnich minut, gdy praktycznie wszystko było jasne. Zagłębie zdążyło jeszcze odmienić całkowicie los końcowy za sprawą dwóch szybkich trafień. Najpierw nadzieje w serca kibiców zgromadzonych na stadionie wlał Filip Starzyński, wykorzystując jedenastkę. Karę na Wiśle wykonał Bartłomiej Pawłowski. Piłkarz mierzący niecałe 180 cm dyskretnie wbiegł w pole karne i głową skierował futbolówkę w światło bramki. Piłka odbiła się jeszcze od słupka i wylądowała w sieci.
Legia Warszawa - Wisła Kraków 3:3
To był ligowy klasyk z prawdziwego zdarzenia. Sam mecz i bramki po prosu palce lizać! Sytuacja na boisku zmieniała się jak w kalejdoskopie, momentami oglądaliśmy futbol na europejskim poziomie.
Po pierwszej odsłonie Legia prowadziła 2:0 i wszystko wskazywało na to, że to warszawianie będą liderem Lotto Ekstraklasy. Ale w przerwie trener Wisły Maciej Stolarczyk, wspólnie ze swoim sztabem, w sposób magiczny wpłynęli na Białą Gwiazdę. Ich wskazówki tak napędziły krakowski zespół, że w 5 minut zdobył on 3 gole. Akcje gości były przepiękne, finalizowane w sposób niezwykle precyzyjny. Nic dziwnego, że Arkadiusz Malarz wściekał się na swoich kolegów z obrony, którzy mogli tylko oglądać plecy swoich rywali.
Legia ambitnie walczyła do końca i w 90 minucie najlepszy jej gracz, Carlitos doprowadził do wyrównania. Takie mecze chce się oglądać, na takie mecze warto chodzić...
Cracovia - Górnik Zabrze 2:0
To był mecz na szczycie, ale odwróconej tabeli. Podopieczni Michała Probierza wygrali zdecydowanie, ale tylko w drugiej połowie prezentowali futbol, który daje Pasom nadzieje na lepsze jutro. Ich wygrana mogła być bardziej okazała, ale trzeci gol został anulowany z powodu spalonego.
Krakowianie opuścili ostatnie, niechlubne miejsce w tabeli, natomiast czerwona latarnia trafiła w ręce zabrzan. 14-krotni mistrzowie Polski nie mogą się przełamać, ich gra pod Wawelem nie dawała powodów do optymizmu. Jak stwierdził trener Marcin Brosz, zespół nie kreuje sobie sytuacji golowych, a jak ich nie ma, to trudno o bramki. Zabrzańska młodzież gra ambitnie, dużo biega, ale co z tego. Górnikowi po prostu brakuje jakości.