9.01.2018
Wspominamy legendę Włodzimierza Mazura
Memoriał Mazura oczywiście odbędzie się w największej sosnowieckiej hali, a o trofeum rywalizować będą Zagłębie Sosnowiec, Legia Warszawa, Olimpia Elbląg, BKS Bielsko, Beskid Andrychów i Piast Gliwice. Podczas turnieju nie zabraknie dodatkowych atrakcji.
Wspomnienia byłych piłkarzy i trenerów Zagłębia:
Marek Jędras 6 maja 1978 roku razem z Włodzimierzem Mazurem sięgnął po Puchar Polski. Zagłębie pokonało wówczas Piasta Gliwice 2:0, pierwszą bramkę w 27. minucie zdobył Mazur, rywala dobił w 60. Jędras. - Co tu dużo mówić, to był supergość! - podkreśla pan Marek. - Przez długi czas, zanim Włodek nie wybudował domu, mieszkaliśmy w jednej klatce, ja na 2., on na 10. piętrze. Oj było dużo pikantnych historii, ale ich nie będę zdradzał, to był wspaniały przyjaciel. Jak to mawiają, do tańca i różańca - z uśmiechem wspomina kolegę z zespołu Marek Jędras. - Włodek nie potrafił nikomu odmówić, on już taki był, ktoś go o coś prosił, to stawał na głowie, by pomóc. Dla niego nie było rzeczy niemożliwych, były tylko trudne do wykonania. O Włodku mogę wypowiadać się w samych superlatywach, dusza człowiek. Przyciągał kibiców na stadion, gdyż był dobrym piłkarzem, ale jednocześnie czasem zbytnio kombinował. Pamiętam jak dziś, kiedy w Pucharze Polski chciał podobnie jak Antonin Panenka pokonać z rzutu karnego bramkarza Widzewa. Niestety, Stanisław "Burza" Burzyński nie ruszył się i pewnie złapał strzał Włodka. Wtedy się przeliczył, jednak w reprezentacji taką bramkę zdobył, ależ ile on w swojej karierze strzelił wspaniałych bramek...
Józef Gałeczka legendarny piłkarz - w tym król strzelców ekstraklasy - i trener. Z Zagłębiem po Puchar Polski sięgał jako zawodnik i trener. - Zawsze bardzo miło wspominam tego zawodnika. Był to najwybitniejszy piłkarz tego klubu, zresztą nie tylko Zagłębia, gdyż grał również w reprezentacji. Serce mi się kraja gdy tylko pomyślę w jak młodym wieku zmarł - wspomina były piłkarz i trener Zagłębia. - Na zajęciach nigdy nie miałem problemów z Włodkiem, ale wiadomo, jak to zawodnik, czasem się przykładał bardziej, a czasem mniej do pracy. Wtedy może nie mieliśmy wybitnej drużyny, ale taką solidną. Naszym atutem był atak. Dworczyk był szalenie szybki, jego ataki skrzydłem były bardzo widowiskowe, natomiast Mazur świetnie spisywał się w roli egzekutora - kontynuuje pan Józef. - W pamięci mam zacięty półfinałowy mecz Pucharu Polski. Graliśmy w Warszawie z Legią, prowadziliśmy 1:0, dochodziła 90. minuta, więc krzyknąłem do piłkarzy, by już nie atakowali, by pograli piłką i skoncentrowali się na utrzymaniu korzystnego wyniku. Nic z tego. Dworczyk próbował szarpnąć na skrzydle, straciliśmy piłkę i po chwili bramkę. W dogrywce nie udało się nic strzelić. O wyniku zadecydowały karne, oczywiście miałem swoich stałych egzekutorów, w śród nich był Włodek. Jak zwykle chciał strzelić na dwa tempa, bramkarza położył, ale ten jakimś cudem jeszcze złapał piłkę, na szczęście 5 cm za linią. Oj były wtedy nerwy, jednak wygraliśmy w karnych 5:3, a w finale rozprawiliśmy się z Piastem sięgając po puchar. Włodek był wspaniałym piłkarzem, jest wielki żal, że los nie pozwolił mu żyć dłużej - dodał trener Gałeczka.
Wojciech Sączek, kolejny z wybitnych piłkarzy Zagłębia, w naszym klubie rozegrał 195 spotkań w najwyższej klasie rozgrywkowej (18 bramek). - Włodek w Zagłębiu był gwiazdą, grał tutaj od 17. roku życia, zdobył tytuł króla strzelców, zresztą wtedy była taka ekipa, że można było nawet walczyć o mistrzostwo. O umiejętnościach tego zawodnika świadczy fakt, iż pojechał na mistrzostwa świata, gdy w składzie byli wielcy piłkarze jak Deyna, Szarmach, Lato. To była silna drużyna i żeby załapać się do niej, to trzeba było dobrze grać w piłkę. W Zagłębiu atak tworzyli Mazur - Dworczyk, jak ja wchodziłem na boisko, to raczej byłem tym od czarnej roboty. Trener zawsze podkreślał, że Włodek miał wyczekiwać na boisku na dobre podanie, momentalnie miał przyśpieszać i atakować. Włodek miał gaz, potrafił zgubić obrońców - wspomina Wojciech Sączek. - Kiedyś był taki mecz z Lechem Poznań, pamiętam siedziałem na ławce rezerwowych, na trybunach była moja dziewczyna, obecnie żona. Spotkanie odbywało się w sobotę i gdybym nie wszedł na boisko, to nie mógłbym iść na imprezę, na którą byliśmy zaproszeni, moja dziewczyna musiałaby jechać sama pociągiem, a ja musiałbym zostać w Sosnowcu, by w niedzielę zagrać w drużynie rezerw. Przed meczem mówię do Włodka: - Wpuść mnie na jakieś 10 minut, bym nie musiał jutro grać w rezerwach. Oczywiście powiedział, że nie ma sprawy. Trener Józef Gałeczka po 15 minutach drugiej połowy wysłał mnie bym się rozgrzewał. Prowadziliśmy 1:0, dałem sygnał Włodkowi, ten pokazuje trenerowi, że chce zmianę, ale Gałeczka mówi - nic z tego. Już myślałem, że nie pojadę na imprezę, na szczęście wszedłem na boisko na ostatni kwadrans za Dworczyka. Co ciekawe strzeliłem wtedy swoją pierwszą bramkę w lidze - dodaje uśmiechnięty były piłkarz, a obecnie trener grup młodzieżowych Zagłębia.
Władysław Szaryński w Zagłębiu w najwyższej klasie rozgrywkowej rozegrał 140 spotkań, strzelił 22 bramki, a następnie odpowiadał za szkolenie dzieci i młodzieży. - Chyba nie ma osoby, która powiedziałaby o nim inaczej, niż dobrze. Ja też wspomnienia związane z Włodkiem mam tylko pozytywne. Gdy przechodziłem do Zagłębia jako doświadczony zawodnik, to Włodek dopiero wchodził w drużynę, między nami była spora różnica wieku. Młody piłkarz pokazał na treningach, iż ma duże predyspozycje. Wszyscy mówili, że będzie dobrym zawodnikiem i sprawdziło się. Grał w reprezentacji, został królem strzelców pierwszej ligi. Bardzo dobrze współpracowało się z nim na boisku i poza nim. Gdy tylko ktoś miał jakąś potrzebę, to Włodek zawsze służył pomocą, to było w nim wspaniałe - wspomina Władysław Szaryński. - Pamiętam mecz w reprezentacji, ten rzut karny w meczu z Holandią (1979 rok), Włodek położył bramkarza i posłał piłkę lekkim strzałem w środek bramki. W pamięci mam też spotkanie finału Pucharu Polski na Stadionie Śląskim w 1978 roku, kiedy to pokonaliśmy Piast Gliwice 2:0. Włodek strzelił jedną z bramek. Byłem wtedy kapitanem i pamiętam jak dziś, jaki ten puchar był ciężki - kontynuuje Szaryński. - Oczywiście w głowie mam jeszcze pamiętny ligowy mecz z Widzewem. Smolarek i spółka byli pewni zwycięstwa, ale my zagraliśmy chyba najlepszy nasz mecz i wygraliśmy 5:2, to były dobre czasy - kończy pan Władysław.
Janusz Koterwa pochodzący z Zawiercia obrońca w naszych barwach zaliczył ponad 200 spotkań w najwyższej klasie rozgrywkowej. - Włodek był jednym z najlepszych środkowych napastników w Polsce. Na zajęciach taktycznych trener Gałeczka często mnie ustawiał przeciwko Włodkowi. Był to piłkarz, który świetnie się zastawiał ciałem, bardzo ciężko mu było zabrać piłkę, to był wybitny napastnik. Zresztą nie tylko ja miałem problem go powstrzymać, większość, często lepszych ode mnie obrońców, gdy tylko Włodek był w formie nie miała z nim szans. Był nie tylko dobrym piłkarzem, ale także wspaniałym kolegą. Pomagał młodym zawodnikom, zawsze do każdego podszedł i zagadał, to był wspaniały człowiek - wspomina Janusz Koterwa. - Mało kto pamięta, ale warto przypomnieć, że graliśmy w europejskich pucharach, pamiętam zacięty mecz z Swarovskim Innsbruck (w 1/16 finału Pucharu Zdobywców Pucharu), zremisowaliśmy na wyjeździe 1:1, Niestety, w rewanżu przegraliśmy i pożegnaliśmy się z rozgrywkami - dodał
Jerzy Lula 75-krotnie bronił barw Zagłębia na boiskach ekstraklasy (wtedy jeszcze pod nazwą I liga). - Pamiętam takie zdarzenie. Biegaliśmy na terenach przy stadionie, na moście stała grupka fanów, która pod naszym adresem kierowała różne uwagi. Włodek podbiegł do jednego z nich, coś tam powiedział i... później kibice po prostu grzecznie stali i się przyglądali - wspomina były zawodnik Zagłębia. - Wtedy piłkarze, a w szczególności Włodek, mieli inny autorytet. To był człowiek, który wśród kibiców zawsze miał szacunek (Niektórzy fani Zagłębia na pewno pamiętają hasło - "Mazur Włodzimierz, nie ruszaj Włodka bo zginiesz" - wyj. red.). Włodek znał mnóstwo ludzi, dzięki czemu mógł sobie na dużo pozwolić - kontynuuje Jerzy Lula. - Po meczu z Holandią, w którym strzelił pamiętnego karnego w stylu Panenki, miał do odbioru (na talon - wyj. red.) samochód, był to Polonez, więc pojechaliśmy do Polmozbytu. Na placu stało mnóstwo samochodów, ale to naprawdę mnóstwo. W samym środku stał Polonez w kolorze groszkowym, jak Włodek go zobaczył, to powiedział: Biorę ten. Jego nazwisko zadziałało, wyjechali wszystkimi samochodami, by dostać się do wybranego samochodu i przekazali go zawodnikowi: Panie Włodku dla pana wszystko. Będąc przy samochodach, zapamiętałem, jak kiedyś Włodziu wrócił z Francji, przyjechał takim wspaniałym autem, Fordem, w Polsce jeszcze takiego nie było. Włodek wziął kluczyki i rzucił mi, bym się przejechał. Pamiętam, że jadąc byłem tak wystraszony, że aż ręce mi się pociły, bo bałem się żeby go nie uszkodzić. Zresztą dla niego nie było problemu pożyczyć komuś rzecz, która u nas była nowością. Natomiast z takich bardziej zabawowych wspomnień - bo wiadomo, że jak się w piłkę dobrze grało, to człowiek dobrze się bawił - pamiętam jak Włodek otwierał dom w Milowicach. Miał tam basen, w tamtych czasach to była bardzo fajna sprawa, nagle padło hasło no to kąpiemy się, większość gości, w tym kilka kobiet, wskoczyła w ubraniach, część została na brzegu, naprawdę śmiechu i zabawy było co niemiara. Ciągle gdy wspominamy Włodka, to tylko z uśmiechem na ustach, bardzo jest nam brak jego wspaniałej osoby - kontynuuje Jerzy Lula.- Z boiska zapadł mi w pamięci mecz, który rozegraliśmy z Swarovskim Innsbruck (1:1). Włodek po jednej ze swoich akcji oddał tak silny strzał, że bramkarz po sparowaniu go jeszcze przez jakieś 3 minuty trzepał bolącymi rękoma, wyglądał tak jakby go prąd poraził. Włodek miał niemożliwie silne uderzenie. Był przy tym niesamowitym człowiekiem, zawsze stawał na głowie, by pomóc innym, dlatego przez wszystkich był lubiany, z tego co wiem, również w kadrze narodowej bardzo go lubiano i szanowano. Wszędzie miał dobre notowania - zakończył Jerzy Lula
Wspomnienia byłych piłkarzy i trenerów Zagłębia:
Marek Jędras 6 maja 1978 roku razem z Włodzimierzem Mazurem sięgnął po Puchar Polski. Zagłębie pokonało wówczas Piasta Gliwice 2:0, pierwszą bramkę w 27. minucie zdobył Mazur, rywala dobił w 60. Jędras. - Co tu dużo mówić, to był supergość! - podkreśla pan Marek. - Przez długi czas, zanim Włodek nie wybudował domu, mieszkaliśmy w jednej klatce, ja na 2., on na 10. piętrze. Oj było dużo pikantnych historii, ale ich nie będę zdradzał, to był wspaniały przyjaciel. Jak to mawiają, do tańca i różańca - z uśmiechem wspomina kolegę z zespołu Marek Jędras. - Włodek nie potrafił nikomu odmówić, on już taki był, ktoś go o coś prosił, to stawał na głowie, by pomóc. Dla niego nie było rzeczy niemożliwych, były tylko trudne do wykonania. O Włodku mogę wypowiadać się w samych superlatywach, dusza człowiek. Przyciągał kibiców na stadion, gdyż był dobrym piłkarzem, ale jednocześnie czasem zbytnio kombinował. Pamiętam jak dziś, kiedy w Pucharze Polski chciał podobnie jak Antonin Panenka pokonać z rzutu karnego bramkarza Widzewa. Niestety, Stanisław "Burza" Burzyński nie ruszył się i pewnie złapał strzał Włodka. Wtedy się przeliczył, jednak w reprezentacji taką bramkę zdobył, ależ ile on w swojej karierze strzelił wspaniałych bramek...
Józef Gałeczka legendarny piłkarz - w tym król strzelców ekstraklasy - i trener. Z Zagłębiem po Puchar Polski sięgał jako zawodnik i trener. - Zawsze bardzo miło wspominam tego zawodnika. Był to najwybitniejszy piłkarz tego klubu, zresztą nie tylko Zagłębia, gdyż grał również w reprezentacji. Serce mi się kraja gdy tylko pomyślę w jak młodym wieku zmarł - wspomina były piłkarz i trener Zagłębia. - Na zajęciach nigdy nie miałem problemów z Włodkiem, ale wiadomo, jak to zawodnik, czasem się przykładał bardziej, a czasem mniej do pracy. Wtedy może nie mieliśmy wybitnej drużyny, ale taką solidną. Naszym atutem był atak. Dworczyk był szalenie szybki, jego ataki skrzydłem były bardzo widowiskowe, natomiast Mazur świetnie spisywał się w roli egzekutora - kontynuuje pan Józef. - W pamięci mam zacięty półfinałowy mecz Pucharu Polski. Graliśmy w Warszawie z Legią, prowadziliśmy 1:0, dochodziła 90. minuta, więc krzyknąłem do piłkarzy, by już nie atakowali, by pograli piłką i skoncentrowali się na utrzymaniu korzystnego wyniku. Nic z tego. Dworczyk próbował szarpnąć na skrzydle, straciliśmy piłkę i po chwili bramkę. W dogrywce nie udało się nic strzelić. O wyniku zadecydowały karne, oczywiście miałem swoich stałych egzekutorów, w śród nich był Włodek. Jak zwykle chciał strzelić na dwa tempa, bramkarza położył, ale ten jakimś cudem jeszcze złapał piłkę, na szczęście 5 cm za linią. Oj były wtedy nerwy, jednak wygraliśmy w karnych 5:3, a w finale rozprawiliśmy się z Piastem sięgając po puchar. Włodek był wspaniałym piłkarzem, jest wielki żal, że los nie pozwolił mu żyć dłużej - dodał trener Gałeczka.
Wojciech Sączek, kolejny z wybitnych piłkarzy Zagłębia, w naszym klubie rozegrał 195 spotkań w najwyższej klasie rozgrywkowej (18 bramek). - Włodek w Zagłębiu był gwiazdą, grał tutaj od 17. roku życia, zdobył tytuł króla strzelców, zresztą wtedy była taka ekipa, że można było nawet walczyć o mistrzostwo. O umiejętnościach tego zawodnika świadczy fakt, iż pojechał na mistrzostwa świata, gdy w składzie byli wielcy piłkarze jak Deyna, Szarmach, Lato. To była silna drużyna i żeby załapać się do niej, to trzeba było dobrze grać w piłkę. W Zagłębiu atak tworzyli Mazur - Dworczyk, jak ja wchodziłem na boisko, to raczej byłem tym od czarnej roboty. Trener zawsze podkreślał, że Włodek miał wyczekiwać na boisku na dobre podanie, momentalnie miał przyśpieszać i atakować. Włodek miał gaz, potrafił zgubić obrońców - wspomina Wojciech Sączek. - Kiedyś był taki mecz z Lechem Poznań, pamiętam siedziałem na ławce rezerwowych, na trybunach była moja dziewczyna, obecnie żona. Spotkanie odbywało się w sobotę i gdybym nie wszedł na boisko, to nie mógłbym iść na imprezę, na którą byliśmy zaproszeni, moja dziewczyna musiałaby jechać sama pociągiem, a ja musiałbym zostać w Sosnowcu, by w niedzielę zagrać w drużynie rezerw. Przed meczem mówię do Włodka: - Wpuść mnie na jakieś 10 minut, bym nie musiał jutro grać w rezerwach. Oczywiście powiedział, że nie ma sprawy. Trener Józef Gałeczka po 15 minutach drugiej połowy wysłał mnie bym się rozgrzewał. Prowadziliśmy 1:0, dałem sygnał Włodkowi, ten pokazuje trenerowi, że chce zmianę, ale Gałeczka mówi - nic z tego. Już myślałem, że nie pojadę na imprezę, na szczęście wszedłem na boisko na ostatni kwadrans za Dworczyka. Co ciekawe strzeliłem wtedy swoją pierwszą bramkę w lidze - dodaje uśmiechnięty były piłkarz, a obecnie trener grup młodzieżowych Zagłębia.
Władysław Szaryński w Zagłębiu w najwyższej klasie rozgrywkowej rozegrał 140 spotkań, strzelił 22 bramki, a następnie odpowiadał za szkolenie dzieci i młodzieży. - Chyba nie ma osoby, która powiedziałaby o nim inaczej, niż dobrze. Ja też wspomnienia związane z Włodkiem mam tylko pozytywne. Gdy przechodziłem do Zagłębia jako doświadczony zawodnik, to Włodek dopiero wchodził w drużynę, między nami była spora różnica wieku. Młody piłkarz pokazał na treningach, iż ma duże predyspozycje. Wszyscy mówili, że będzie dobrym zawodnikiem i sprawdziło się. Grał w reprezentacji, został królem strzelców pierwszej ligi. Bardzo dobrze współpracowało się z nim na boisku i poza nim. Gdy tylko ktoś miał jakąś potrzebę, to Włodek zawsze służył pomocą, to było w nim wspaniałe - wspomina Władysław Szaryński. - Pamiętam mecz w reprezentacji, ten rzut karny w meczu z Holandią (1979 rok), Włodek położył bramkarza i posłał piłkę lekkim strzałem w środek bramki. W pamięci mam też spotkanie finału Pucharu Polski na Stadionie Śląskim w 1978 roku, kiedy to pokonaliśmy Piast Gliwice 2:0. Włodek strzelił jedną z bramek. Byłem wtedy kapitanem i pamiętam jak dziś, jaki ten puchar był ciężki - kontynuuje Szaryński. - Oczywiście w głowie mam jeszcze pamiętny ligowy mecz z Widzewem. Smolarek i spółka byli pewni zwycięstwa, ale my zagraliśmy chyba najlepszy nasz mecz i wygraliśmy 5:2, to były dobre czasy - kończy pan Władysław.
Janusz Koterwa pochodzący z Zawiercia obrońca w naszych barwach zaliczył ponad 200 spotkań w najwyższej klasie rozgrywkowej. - Włodek był jednym z najlepszych środkowych napastników w Polsce. Na zajęciach taktycznych trener Gałeczka często mnie ustawiał przeciwko Włodkowi. Był to piłkarz, który świetnie się zastawiał ciałem, bardzo ciężko mu było zabrać piłkę, to był wybitny napastnik. Zresztą nie tylko ja miałem problem go powstrzymać, większość, często lepszych ode mnie obrońców, gdy tylko Włodek był w formie nie miała z nim szans. Był nie tylko dobrym piłkarzem, ale także wspaniałym kolegą. Pomagał młodym zawodnikom, zawsze do każdego podszedł i zagadał, to był wspaniały człowiek - wspomina Janusz Koterwa. - Mało kto pamięta, ale warto przypomnieć, że graliśmy w europejskich pucharach, pamiętam zacięty mecz z Swarovskim Innsbruck (w 1/16 finału Pucharu Zdobywców Pucharu), zremisowaliśmy na wyjeździe 1:1, Niestety, w rewanżu przegraliśmy i pożegnaliśmy się z rozgrywkami - dodał
Jerzy Lula 75-krotnie bronił barw Zagłębia na boiskach ekstraklasy (wtedy jeszcze pod nazwą I liga). - Pamiętam takie zdarzenie. Biegaliśmy na terenach przy stadionie, na moście stała grupka fanów, która pod naszym adresem kierowała różne uwagi. Włodek podbiegł do jednego z nich, coś tam powiedział i... później kibice po prostu grzecznie stali i się przyglądali - wspomina były zawodnik Zagłębia. - Wtedy piłkarze, a w szczególności Włodek, mieli inny autorytet. To był człowiek, który wśród kibiców zawsze miał szacunek (Niektórzy fani Zagłębia na pewno pamiętają hasło - "Mazur Włodzimierz, nie ruszaj Włodka bo zginiesz" - wyj. red.). Włodek znał mnóstwo ludzi, dzięki czemu mógł sobie na dużo pozwolić - kontynuuje Jerzy Lula. - Po meczu z Holandią, w którym strzelił pamiętnego karnego w stylu Panenki, miał do odbioru (na talon - wyj. red.) samochód, był to Polonez, więc pojechaliśmy do Polmozbytu. Na placu stało mnóstwo samochodów, ale to naprawdę mnóstwo. W samym środku stał Polonez w kolorze groszkowym, jak Włodek go zobaczył, to powiedział: Biorę ten. Jego nazwisko zadziałało, wyjechali wszystkimi samochodami, by dostać się do wybranego samochodu i przekazali go zawodnikowi: Panie Włodku dla pana wszystko. Będąc przy samochodach, zapamiętałem, jak kiedyś Włodziu wrócił z Francji, przyjechał takim wspaniałym autem, Fordem, w Polsce jeszcze takiego nie było. Włodek wziął kluczyki i rzucił mi, bym się przejechał. Pamiętam, że jadąc byłem tak wystraszony, że aż ręce mi się pociły, bo bałem się żeby go nie uszkodzić. Zresztą dla niego nie było problemu pożyczyć komuś rzecz, która u nas była nowością. Natomiast z takich bardziej zabawowych wspomnień - bo wiadomo, że jak się w piłkę dobrze grało, to człowiek dobrze się bawił - pamiętam jak Włodek otwierał dom w Milowicach. Miał tam basen, w tamtych czasach to była bardzo fajna sprawa, nagle padło hasło no to kąpiemy się, większość gości, w tym kilka kobiet, wskoczyła w ubraniach, część została na brzegu, naprawdę śmiechu i zabawy było co niemiara. Ciągle gdy wspominamy Włodka, to tylko z uśmiechem na ustach, bardzo jest nam brak jego wspaniałej osoby - kontynuuje Jerzy Lula.- Z boiska zapadł mi w pamięci mecz, który rozegraliśmy z Swarovskim Innsbruck (1:1). Włodek po jednej ze swoich akcji oddał tak silny strzał, że bramkarz po sparowaniu go jeszcze przez jakieś 3 minuty trzepał bolącymi rękoma, wyglądał tak jakby go prąd poraził. Włodek miał niemożliwie silne uderzenie. Był przy tym niesamowitym człowiekiem, zawsze stawał na głowie, by pomóc innym, dlatego przez wszystkich był lubiany, z tego co wiem, również w kadrze narodowej bardzo go lubiano i szanowano. Wszędzie miał dobre notowania - zakończył Jerzy Lula